Twitterowa #niepowaznamatka, instagramowa @sabatinka a w realu zwykła/niezwykła Kinga próbująca ogarnąć dom, pracę, dziecko, męża, psa i siebie. Od zarania dziejów wyznawczyni jabłkowego ekosystemu z nieuleczalnym skrzywieniem w stronę fotografii. Czy zdarzyło Wam się kiedyś, że nie zrobiliście upragnionego zdjęcia bo obiekt uciekł w krzaki, pogoda przepędziła albo prysnął czar chwili? Jej tak. Dlatego z przymrużeniem oka, ale najpoważniej w świecie będzie Was oswajać ze sztuką fotografii mobilnej i bezwstydnie skutecznymi sposobami łapania chwil w obrazy tak, by mówiły same za siebie.
Dzięki poznańskim Igersom Teatr Wielki w Poznaniu (@operapoznan) 19 września otworzył dla zapaleńców fotografii mobilnej swoje na co dzień niedostępne pomieszczenia. Przedstawiciel poznańskiej opery, pani Anna Boruta, oprowadziła nas zarówno po oficjalnej części teatru, jak i po pomieszczeniach przeznaczonych wyłącznie dla artystów i pracowników.
Każde z nas ma jakieś ulubione miejsce w domu. Dla jednych będzie to wygodny fotel w dużym pokoju, dla innych duża wanna kojarząca się z relaksującą kąpielą czy też balkon dostarczający łyku świeżego powietrza. Ja uwielbiam spędzać czas w kuchni. To miejsce rodzinnych spotkań przy stole, plotek z koleżankami przy kawie, ale przede wszystkim tam tworzymy i komponujemy posiłki samemu lub w gronie najbliższych. Nie wiem jak Wy, ale ja odpoczywam w kuchni, nie tylko przygotowując dania, ale i planując ich wykonanie przy pomocy iPada lub iPhone'a. Spokojnie, nie podam Wam teraz przepisu na coś z jabłkami (choć znam kilka pyszności), chciałabym natomiast zabrać Was do kuchni, by poruszyć popularny ostatnio temat fotografii kulinarnej.
O minionych wakacjach przypominają nam różne rzeczy - chińskie pamiątki, kamyki z plaży, mandat, cynamonowe ciasteczka, podwyższona waga, piasek w butach (mimo że trzepaliśmy je już tyle razy) oraz.. zdjęcia. Fotografie z wakacji stanowią świadectwo tego, że naprawdę na nich byliśmy (teraz już nawet pieczątka w paszporcie nie jest pewna), to swoiste dowody dla rodziny, znajomych, że zobaczyliśmy ciekawe miejsca i w końcu wypoczęliśmy.
Michała Koralewskiego poznałam osobiście dwa lata temu na wystawie fotografii mobilnej w Starym Browarze w Poznaniu, gdzie grupa zapaleńców po raz pierwszy w ten sposób pokazywała swoje zdjęcia. Może to wnętrze księgarni, może zdjęcia, może ludzie oglądający prace zrobione telefonem, a może sami obecni tam artyści spowodowali, iż pomyślałam, że na moich oczach tworzy się historia. Historia fotografii mobilnej w Polsce. Od tego momentu minęło trochę czasu, kilka zdobytych nagród, wyróżnień, zorganizowanych wystaw. I nie mam tu na myśli dorobku Michała, ale całej Grupy Mobilnych.
No i stało się - dla @mackozera wyszłam popracować na ulicę. Ale spokojnie - tylko po to, by poobserwować ludzi i przybliżyć Wam temat ulicznej fotografii mobilnej, z angielska zwanej street photography. Uwielbiam obserwować ludzi, i to nie w kontekście tzw. obcinek („masz za małe legginsy” - tak, kobiety to robią!), ale dla ich samych sylwetek, ruchów, relacji między nimi, emocji, spojrzeń, ekspresji szczęścia czy też smutku. Wydawałoby się, że to prosta sprawa, bo obserwacja to coś co robimy od dziecka. Dzieci to najlepsi obserwatorzy otoczenia, najsprawniejsi odbiorcy naszych zachowań, zarówno tych dobrych, jak i niestety złych. To dzięki przyglądaniu się małe dziecko uczy się swojego świata, próbując przystosować się do panujących w nim zasad. Doskonale wie, kiedy mama jest szczęśliwa, smutna lub czy zachowanie jakiegoś człowieka odbiega od ogólnie przyjętych standardów. A teraz pomyślcie, żeby dać takiemu dziecku do ręki aparat. Nie telefon (bez przesady), ale taki zwykły pstrykacz dla dzieci. Nie dość, że maluch z takim sprzętem wzbudzi raczej w otoczeniu pozytywne emocje, to fotografowani przez niego ludzie z pewnością nie poczują się skrępowani i zachowają otwartość. Tyle dziecko, a my?
Chwile, momenty, wspomnienia, czasem widziane jak przez mgłę, innym razem jak gdyby wydarzyły się dosłownie przed chwilą. Zapachy, dźwięki, obrazy, które pozostawiły w nas trwały ślad, zmieniając na zawsze to, kim byliśmy, odciskając w pamięci piętno trwałe niczym blizna. Przypominamy sobie o nich w różnych momentach, niekoniecznie wtedy, kiedy chcemy. "Rok 1990/lato - wakacje nad jeziorem", "Impreza na działkach", "Wesele kuzyna". Albumy, klasery, koperty, pudełka po bombonierkach. Stare zdjęcia, przezrocza, negatywy.